Muszę przyznać, że przed przeprowadzką do Beneluksu moje wyobrażenie o Belgii było niepełne. Kraj ten jawił mi się głównie jako Bruksela i liczne podróże służbowe, było jeszcze wybrzeże i flandryjskie miasta jak Brugia, a o reszcie kraju wiedziałam tyle, że to ardeńskie lasy. Dlatego dużym odkryciem dla mnie były Hautes Fagnes, a jeszcze większym niesamowity świat podziemnych jaskiń i grot. Ba, ostatnio czuję się prawie jak Krzysztof Kolumb czy Vasco da Gama, bo oto odkryłam kolejny nieznany (dla mnie, bo nie dla licznych tubylców) dar natury - wodospad.
Było to spore zaskoczenie, bo z polskich gór Ardeny przypominają mi chyba najbardziej Góry Świętokrzyskie, a tam raczej trudno o wodospad. A jednak Belgowie mogą pochwalić się całkiem sporymi kaskadami. Największy wodospad to Coo, podobno bardzo popularne miejsce, gdyż u jego stóp jest... park rozrywki. Tego rodzaju przybytki nie do końca leżą w kręgu moich zainteresować, dlatego wolę skupić się na numerze dwa w rankingu, czyli wodospadzie Bayehon. Ma on 9 m wysokości, całkiem sporo, biorąc pod uwagę okolice. Położony jest bowiem w pobliżu Hautes Fagnes i Signal de Botrange (najwyższy punkt Belgii), czyli płaskowyżu bez większych przewyższeń w wysokościach względnych. Wystarczy jednak przejechać kilka kilometrów na południe, w okolice Ovifat, a tam są (moim zdaniem) najbardziej górskie szlaki w Belgii. Jeden z nich to okolice zamku Reinhardstein, a drugi to właśnie droga do wodospadu Bayehon. Trafiliśmy tam wczesną wiosną trochę przypadkiem, przy okazji wizyty w Hautes Fagnes, dlatego nie zdążyliśmy jeszcze dokładnie poznać okolicy. Wodospad jednak obejrzeliśmy dokładnie. Mieszkając w płaskiej jak stół Holandii takie miejsca szczególnie doceniam :)
Nawet skały są po drodze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz