To była rodzinna wycieczka w nieznane (na tyle, na ile pozwalają na to okoliczności holenderskiej przyrody). W niedzielne przedpołudnie wsiedliśmy do pociągu do Middelburga, o którym nic nie wiedzieliśmy. Losowo wybrane miasto, losowo wybrany kierunek.
Przyznam, że tuż przed wyjściem z domu zajrzeliśmy do Lonely Planet. Przewodnik po Holandii z tej serii do najlepszych nie należy, rzuciłam więc okiem tylko na dział kulinarny. Wszystkie polecane restauracje w niedziele są nieczynne, co trochę mnie zastanowiło. Wujek Google zawsze pomoże, tak jak przypuszczałam Middelburg leży w tzw. Pasie Biblijnym (wspominałam już o nim tutaj). Ale słowo się rzekło, jedziemy do Middelburga.
Miasto jest stolicą Zelandii, czyli najdalej na zachód wysuniętej prowincji w Niderlandach (półwyspy i wyspy w kształcie palców przy granicy z Belgią). Podróż pociągiem z Hagi zajmuje ok. 2 godzin, z Amsterdamu prawie 3 godziny. Połączenia są co 30 minut. Od stacji Roosendaal pociąg zatrzymuje się na każdej, nawet malutkiej stacji, a nazwy miejscowości sugerują, że zbliżamy się do terenów słynących z hodowli i połowu morskich stworzeń.
Miasto jest stolicą Zelandii, czyli najdalej na zachód wysuniętej prowincji w Niderlandach (półwyspy i wyspy w kształcie palców przy granicy z Belgią). Podróż pociągiem z Hagi zajmuje ok. 2 godzin, z Amsterdamu prawie 3 godziny. Połączenia są co 30 minut. Od stacji Roosendaal pociąg zatrzymuje się na każdej, nawet malutkiej stacji, a nazwy miejscowości sugerują, że zbliżamy się do terenów słynących z hodowli i połowu morskich stworzeń.
Na wstępie dodam jeszcze, że nie jestem wielką fanką holenderskich krajobrazów i miast. Widoki poza dużymi miastami to niekończące się równiny bez nawet minimalnych wzniesień (za wyjątkiem wiaduktów) i pola, pola, pola... natomiast miasta są wszystkie do siebie bliźniaczo podobne: czerwona cegła i kanały. Wystarczy więc obejrzeć jedno i już cały kraj można odhaczyć. I właśnie gdybym miała wybrać jedno miasto, po niedzielnej wycieczce byłby to właśnie Middelburg. Amsterdam, wiadomo, jest piękny, ale podobnie jak Delft, powoli zamienia się w lunapark z tłumami turystów na ulicach. Dordrecht bardzo mi się podoba, ale jest troszkę chwilami opustoszały i ponury. Middelburg ma typowo holenderską architekturę, ale jest na uboczu, więc nie jest zadeptywane przez tłumy, a jednocześnie ma w sobie sporo życia. Ja po tym mieście biegałam z aparatem jak szalona.
Pierwsi osadnicy pojawili się w Middelburgu w VIII w. n.e. i wznieśli fortyfikacje, które miały bronić przed najazdami Wikingów. W IX wieku zaczęto budowę opactwa, które zostało zamknięte dopiero w czasach reformacji. W XIII w. nadano prawa miejskie, a Middelburg rozwijał się dynamicznie i bogacił na handlu z Anglią. Kiedy w XVI w. Wilhelm I Orański postanowił założyć pierwszy uniwersytet w Niderlandach, myślał właśnie o Middleburgu jako o lokalizacji, ale ostatecznie wybrał Lejdę (a Middelburgu na swój własny uniwersytet czekał do... 2004 r.). W XVIII w. miasto było drugim, po Amsterdamie, najważniejszym ośrodkiem Kompanii Wschodnioindyjskiej, Middelburg ma też niechlubną historię związaną z handlem niewolnikami. W czasie II wojny światowej miasto zostało zbombardowane i jedna trzecia została zniszczona.
I jeszcze ciekawostka, w Middelburgu urodził się admirał i podróżnik Jacob Roggeven, odkrywca Wyspy Wielkanocnej, o której ostatnio pisałam, jako o jednym z pięciu najważniejszych dla mnie miejsc (link).
W czasie naszej kilkugodzinnej wizyty w Middelburgu zjedliśmy na rynku koło ratusza obiad w pełnym słońcu i wspaniałej jesiennej scenerii, obejrzeliśmy wieżę Lange Jan, spacerowaliśmy po dziedzińcu Abdij, czyli dawnego opactwa. Ale najbardziej podobało mi się kluczenie po malutkich uliczkach starówki, z wąskimi przejściami, uroczymi małymi ogródkami i piękną zielenią. A jak na Pas Biblijny, w niedzielę było całkiem sporo życia na ulicach. Piękne jesienne chwile...
Ratusz:
Lange Jan:
Abdij:
Spacer pod tytułem: "Zagubić się w uliczkach Middelburga":
I na koniec instrukcja obsługi kawiarni:
Widzę iż wycieczka się udała. Piękne miasto i naprawdę jest co podziwiać. Zazdroszczę pogody, ja cały weekend przesiedziałem w domu deszcz zacinał jak szalony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Oj tak, Middelburg to był strzał w dziesiątkę, a pogoda była bardzo nieholenderska :) Ale od jutra też chyba bez parasola ani rusz.
UsuńPodróż w nieznanym kierunku to chyba najlepsza z opcji :) i jak widać na załączonym obrazku Wam bardzo się udała. Powtórzę się tylko, że zdjęcia są cudowne <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Ja najbardziej lubię takie wycieczki, kiedy nie wiadomo czego można się spodziewać :) A w takich miejscach jak Middelburg zdjęcia same się robią ;)
UsuńPrócz pięknego i zatłoczonego jak piszesz Amsterdamu (nie dziwne przecież to stolica !) zachęcam również do odwiedzin Maastricht i Deventer .
OdpowiedzUsuń